Kontrowersje na spotkaniu z Dorotą Gawryluk. „Przepraszam, jak kogoś to boli”
O tym, że Dorota Gawryluk może w przyszłym roku ubiegać się o fotel prezydencki, mówiło się od pewnego czasu. Teraz rozmowy te stają się coraz bardziej realne. Dziennikarkę nazywa się nawet „planem B Mateusza Morawieckiego”.
Dorota Gawryluk powalczy o prezydenturę?
Oliwy do ognia spekulacji dolewają podejmowane przez nią ruchy. W piątek Wirtualna Polska poinformowała, że dziennikarka została prezeską powołanego pięć lat temu przez Zygmunta Solorza-Żaka stowarzyszenia, które jeszcze do niedawna nazywało się „Stowarzyszenie Program Czysta Polska”, a dziś jest to już „Stowarzyszenie Lepsza Polska”.
Nazwa stowarzyszenia tożsama jest z prowadzonym przez Gawryluk i intensywnie reklamowanym bilbordami programem publicystycznym, który „szuka najlepszych rozwiązań dla Polski”. Jednym z celów stowarzyszenia jest zaś „budowanie społeczeństwa obywatelskiego”.
Kontrowersyjny żart na spotkaniu z Dorotą Gawryluk
Jeżeli faktycznie dojdzie do startu Gawryluk w wyborach, przed dziennikarką wiele spotkań z wyborcami. Teraz jednak spotkała się ze studentami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Choć ranga wydaje się mniejsza, nie obyło się bez kontrowersji.
Kontrowersję wywołała jednak nie ona sama, a prowadzący spotkanie Wojciech Andrusiewicz, który od trzech miesięcy jest dyrektorem Akademii Nowoczesnych Mediów i Komunikacji uniwersytetu. Andrusiewicz kojarzony jest z poprzednią władzą. Pełnił m.in. funkcję rzecznika resortu zdrowia za rządów Mateusza Morawieckiego.
– Ja jestem dziennikarzem, bo dziennikarstwo jest trochę jak… – zaczął Adrusiewicz wtrącając „przepraszam za porównanie, jak kogoś to boli”. – Jest trochę jak choroba alkoholowa. Z tego się nie da wyleczyć – mówił.
I dalej. – Anonimowym dziennikarzem się jest do końca życia. Dziennikarstwo to jest poniekąd uzależnienie i narkotyk. Chodząc ulicami patrzysz na tę ulicę i myślisz pod kątem tego, jaki artykułu można by było napisać albo jaki materiał wideo można by było zrobić, czy też jaki dźwięk nagrać – mówił Adrusiewicz. Żart prowadzącego nie wywołał jednak śmiechu na sali.